Co ze zwierząt wylatuje, czyli o kupie, siusiu i wypluwce

Być może tematy fekalno-wydalnicze nie należą do najpopularniejszych w codziennej, luźnej konwersacji, ale niewątpliwie potrafią być fascynujące. Po pierwsze, dotyczą każdego z nas (no, może poza wypluwkami). Po drugie, zagadnienia te są tak wieloaspektowe, że spokojnie można byłoby napisać o nich pokaźną książkę. Tu wspomnę zaledwie kilka faktów, które być może Was zainteresują i zachęcą do poszukiwań kolejnych informacji. 

Zacznijmy z grubej rury. Kupa – na ogół niepięknie pachnące odpadowe produkty procesu trawienia. Mało jest rzeczy mniej przyjemnych niż wdepnięcie w taki, zwłaszcza świeży, depozyt leżący gdzieś w trawie lub wśród liści. A jednak może to być skarbnica informacji! Czego można dowiedzieć się z odchodów? Po pierwsze – jaki gatunek zwierzęcia je pozostawił. W przypadku ssaków, kształt, wielkość, zapach, a i miejsce defekacji są często na tyle charakterystyczne, że można na ich podstawie oznaczyć nie tylko gatunek, ale – jak to ma miejsce choćby w przypadku jelenia – nawet płeć zwierzęcia.

Czarne, spore kulki odchodów leżące na jesiennych liściach.
Odchody jelenia (fot. J. Dragon)

Przeglądając odchody poznajemy również dietę ich „autorów” – na podstawie znalezionych w nich nieprzetrawionych fragmentów kości, sierści, łusek, nasion i tym podobnych. Możemy je przeanalizować pod kątem obecności pasożytów. Możemy dowiedzieć się również, na jaki poziom stresu narażone są zwierzęta. Nie chodzi przy tym o stres w naszym powszechnym rozumieniu, który odczuwamy na przykład przed egzaminami czy wiszącymi nam nad głową terminami. Mianem stresu naukowcy określają raczej fizjologiczną reakcję organizmu na niekorzystne warunki, takie jak głód, zbyt wysoka lub niska dla danego zwierzęcia temperatura, zmęczenie, zagrożenie. W jaki sposób można to zbadać? Otóż w takiej sytuacji stresowej nadnercza zwierząt produkują kortykoidy, a w odchodach można znaleźć produkty przemiany metabolicznej tych hormonów. To między innymi dzięki tej metodzie dowiedzieliśmy się, jak bardzo stresującym dla zwierząt czynnikiem jest obecność człowieka – bardziej, niż obecność drapieżników.

Z odchodów można również izolować DNA, co wykorzystuje się między innymi przy ocenie liczebności i monitoringu populacji różnych gatunków, chociażby wilka.

Widzimy więc, jak cenne są odchody dla badających zwierzęta naukowców. A jaką rolę pełnią w przyrodzie? Otóż ogromną! Na przykład, mogą być źródłem pokarmu! I jak źle by to dla nas brzmiało, powinniśmy się z tego cieszyć – gdyby nie różne organizmy (zwane koprofagami) wykorzystujące odchody jako pokarm, Ziemia już dawno by w nich utonęła. Koprofagi to szereg bezkręgowców lubujących się nie tylko w kupach, ale i innej gnijącej materii organicznej, choćby padlinie. Jednymi z najważniejszych koprofagów są żuki (w naszym kraju gnojowe, leśne i wiosenne).   

Idący po omszonej kłodzie granatowy żuk.
Żuki należą do najważniejszych koprofagów (fot. J. Dragon)
Duża kupa sporych, brązowych bobków, obok dłoń dla porównania wielkości.
Odchody łosia (fot. J. Dragon)

Niektóre zwierzęta podjadają odchody tylko czasem. Na przykład u bobrów czy królików występuje tzw. cekotrofia, czyli dwuetapowa metoda trawienia pokarmu. Zwierzęta te produkują dwa rodzaje kału, z których jeden – właśnie cekotrof – jest zjadany (zawiera on duże ilości wody, białek oraz bakterii). Młode zjadają odchody dorosłych pozyskując w ten sposób cenną mikroflorę, która umożliwia im trawienie pokarmu roślinnego. W przypadku wielu gatunków ptaków, rodzice zjadają odchody piskląt w pierwszych dniach ich życia. Przewody pokarmowe maluchów nie pracują wtedy jeszcze tak sprawnie jak dorosłych i wiele cennych substancji odżywczych nie jest przyswajanych przez ich organizmy. A po co mają się marnować?

Zbity wałek bobków wśród traw.
Odchody dzika (fot. J. Dragon)

Również dla ptaków odchody – zwłaszcza pochodzące od ssaków kopytnych (zarówno dzikich, np. jeleni i saren, jak i domowych – krów, owiec, koni) są niezwykle cennym materiałem wykorzystywanym na różne sposoby. Tam, gdzie pasą się krowy, często można obserwować drobne ptaszki, np. wróble, mazurki, zięby, szczygły czy trznadle, żerujące na świeżych plackach. Wszak można w nich znaleźć wiele pożywnych nasion! Nie dość tego, taka kupa może być wykorzystana jako materiał budujący gniazdo i termofor (tak robią na przykład bociany białe). A skoro jesteśmy przy bocianach i regulacji temperatury – ptaki te w okresach silnych upałów spryskują sobie swoje długie nogi kałomoczem. Ściekając po nogach, kałomocz częściowo paruje, schładzając przy tym ptaka, a częściowo zasycha, a jego biel odbija światło, dzięki czemu nogi nie nagrzewają się tak szybko. Proste, genialne.

Wiele ssaków wykorzystuje odchody do znakowania terytorium. W tym celu często pozostawia je w widocznych miejscach. Wędrując lasami nie raz natkniemy się na sporą, pełną sierści kupę wilka zdeponowaną na samym środku drogi. Jeszcze łatwiej znaleźć kupę kuny – czy to na drodze, czy na kłodzie, na słupku oddziałowym w lesie, nawet na kapeluszu grzyba! Wydra tworzy tzw. latryny – miejsca, gdzie regularnie zostawia odchody – i najczęściej znajdują się one pod mostami, gdzie nie zmyje ich deszcz, ani nie przykryje śnieg lub na sporych kamieniach na rzece, gdzie każda obca wydra, która zabłąka się w okolicę, na pewno je zauważy. Na nizinach obserwowano nawet wydry, które z braku pokaźnego kamienia (o które w górach nietrudno), potrafią usypać sobie przy brzegu kopczyk z piasku lub ziemi, żeby dobrze wyeksponować kupę.

Duża, brązowa kupa wilka pełna sierści, pokryta śluzem, leżąca wśród kamieni na drodze.
Odchody wilka na środku szlaku (fot. K. Śnigórska)

Skoro drapieżniki w ten sposób znaczą okolicę, nic dziwnego, że ich ofiary nauczyły się rozpoznawać czy odchody są świeże, czy nie. Świeża kupa może oznaczać bliskość drapieżnika, lepiej więc przez jakiś czas unikać okolicy, w której się znajduje lub być wyjątkowo czujnym. I to kieruje nas ku kolejnemu zagadnieniu (które jest przedmiotem coraz większej liczby badań i o którym na pewno kiedyś napiszemy na tym blogu) – tzw. krajobrazu strachu. Mówiąc w skrócie: zwierzęta znajdujące się na szczycie piramidy pokarmowej mają ogromny wpływ na gatunki znajdujące się poniżej, nie tylko w oczywisty sposób – zjadając je – ale również oddziałując na ich zachowania, wynikające ze strachu właśnie.

Nie wspomniałam dotąd o roślinach, a one również pełnią istotną rolę w naszej opowieści. To, że odchody mogą być niezłym nawozem, z którego rośliny czerpią wiele substancji odżywczych, jest dość oczywiste. Ale służą one również jako element mechanizmu rozsiewania nasion. Te ostatnie często przechodzą przez przewody pokarmowe zwierząt w nienaruszonym stanie. Wydalone wraz z kupą, na ogół w oddaleniu od rośliny macierzystej, mają szansę wykiełkować. Szczególnym „sprytem” wykazuje się jemioła. Jej owoce są przysmakiem wielu ptaków podczas zimowych miesięcy. Otaczający nasiona miąższ jest tak lepki, że przykleja się do kuperka, gdy opuszcza ptaka z drugiej strony. Ten, chcąc się pozbyć niehigienicznego balastu, wyciera się o gałąź drzewa, dzięki czemu jemioła znajduje idealne podłoże do wykiełkowania.

O kupach można by dużo pisać, ale warto też choćby wspomnieć o moczu. Ten również niesie ze sobą wiele informacji. Różne gatunki wykorzystują go do znakowania terytorium. Samce wielu gatunków na podstawie moczu dowiadują się, czy dana samica jest w rui. 

Właśnie teraz, zimą, można się również natknąć na ciekawostkę – plamę niebieskiego moczu na śniegu. Skąd takie dziwo? Jeśli przyjrzymy się dobrze temu miejscu, na pewno zobaczymy tam tropy jeleni. Otóż zwierzęta te zjadają czasem zimą korę szakłaka pospolitego, dość pospolitego krzewu, który zawiera emodynę. Emodyna z kolei powoduje rozwolnienia. Jelenie obgryzają ten krzew nie bez powodu – ich zimowa dieta nie zawiera dużo wody i zwierzęta często mają zatwardzenie. Ratuje je kora szakłaka – i jest to fantastyczny przykład samoleczenia się zwierząt, czyli tzw. zoofarmakognozji.

No i wreszcie na koniec parę słów o wypluwkach. Co to takiego? Sama nazwa wskazuje na to z którego końca zwierzęcia, a konkretnie ptaka, wypluwka wylatuje. Wypluwki produkują między innymi sowy, ptaki szponiaste, bociany, kormorany, zimorodki czy mewy. Są to zlepki niestrawionych części pokarmu, takie jak kości, pazurki, zęby, sierść, łuski, pióra, pancerzyki owadów. Zamiast czekać, aż to wszystko przejdzie przez układ pokarmowy, ptak formuje w żołądku mięśniowym wałeczek, który następnie otaczany jest często np. fragmentami mchu (wcześniej zjadanymi przez ptaka) oraz substancją ułatwiającą przejście wypluwki przez przełyk, a na koniec usuwany ruchami wymiotnymi przez otwór gębowy.

Podobnie jak odchody, wypluwki są źródłem wielu cennych informacji dla naukowców i przyrodników. Po ich kształcie, wielkości i miejscu znalezienia często możemy rozpoznać gatunek ptaka, który je wyprodukował – a więc potwierdzić jego obecność w tym miejscu. Dowiadujemy się również wiele o jego diecie. Nie dość tego – na podstawie znalezionych w wypluwkach resztek różnych zwierząt możemy wnioskować o ich obecności w środowisku – a często, na przykład w przypadku maleńkich gryzoni – są to informacje trudne do pozyskania w inny sposób.

Podczas kolejnej wędrówki po lasach i polach zwróćcie uwagę na ten rodzaj śladów, jakie zostawiają zwierzęta. To jak czytanie kolejnego fascynującego, choć niekoniecznie pięknego czy pachnącego fiołakami, rozdziału w Księdze Przyrody.

Tekst: Katarzyna Śnigórska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *