Niewielu z nas pozostaje obojętnymi na urodę motyli. Możemy kompletnie nie znać się na nich, możemy nie być fanami innych owadów – ale motylami się zachwycamy. Zwłaszcza tymi dziennymi, których większość gatunków stosunkowo łatwo wypatrzyć dzięki kolorom i wzorom na skrzydłach. Dla niejednego biologa i przyrodnika zainteresowanie przyrodą zaczęło się właśnie od obserwacji motyli. Dawniej powszechne było ich łapanie, nabijanie na szpilkę i kolekcjonowanie, obecnie na szczęście zastąpiła to fotografia przyrodnicza.

Ale motyle to nie tylko piękne, zwracające uwagę owady. Należą one do gatunków wskaźnikowych lub parasolowych. Co to oznacza? Otóż jest to grupa zwierząt bardzo wrażliwa na zmiany środowiska, a co za tym idzie, ich obecność i liczebność mogą służyć jako wskaźnik stanu środowiska naturalnego. Z kolei chroniąc motyle i ich siedliska, chronimy całą masę innych gatunków roślin i zwierząt.

Monitorowaniem i obserwacją motyli zajmują się nie tylko naukowcy i przyrodnicy. Na całym świecie prowadzone są projekty włączające przyrodników – amatorów i pasjonatów przyrody w zbieranie danych – to tzw. citizen science (nauka obywatelska). W Europie prym w liczeniu motyli wiedzie Wielka Brytania, gdzie program ten trwa już od 2010 roku, ale i na kontynencie staje się to coraz bardziej popularne. Polska włączyła się niedawno w Europejski Program Monitoringu Motyli (eBMS) https://butterfly-monitoring.net/pl, w który zaangażowanych jest tysiące wolontariuszy z całej Europy.

Co więc nam mówią obserwacje motyli na całym świecie? Niestety – brak tu dobrych wieści. Na każdym kontynencie, na którym występują te owady (a więc wszędzie z wyjątkiem Antarktydy) ich populacje maleją, z wielu miejsc znikają na dobre. Przyczyn jest wiele: fragmentacja i zanikanie ich siedlisk, miejsc, w których mogą się rozmnażać i znajdować pożywienie, zanieczyszczenie powietrza, wody i gleby (a co za tym idzie również roślin), nadmierne, niepotrzebne wykorzystywanie pestycydów (i to nie tylko insektycydów, które działają bezpośrednio na owady, również herbicydów czy fungicydów, których negatywny wpływ na owady wykazano już jakiś czas temu), zanieczyszczenie światłem, które przysparza problemów zwłaszcza motylom nocnym, a wreszcie – postępujące i przyspieszające zmiany klimatyczne. Znaczenie tych ostatnich polega nie tylko na stopniowo rosnącej temperaturze, ale przede wszystkim nagłych zjawiskach pogodowych, nawalnych deszczach, silnych wiatrach, naprzemiennie suszach i powodziach. Powodują one zanikanie lokalnych populacji, które często w ogóle nie mają szansy się odbudować.

Pytanie brzmi, czy możemy coś zrobić w tej sytuacji? Oczywiście, że tak! Są to, wbrew pozorom, dość proste działania, a często po prostu zaniechanie jakichkolwiek działań. Na przykład częstego koszenia trawników. To właśnie w wyższej roślinności zielnej motyle znajdują schronienie, gąsienice żywią się liśćmi, a dorosłe osobniki – nektarem. Nie używajmy pestycydów w ogrodzie, a jeśli już bardzo, ale to bardzo musimy – ograniczmy to do minimum. Pozwoli to również odbudować się populacji owadzich drapieżników, które dość skutecznie kontrolują gatunki uważane przez nas za szkodniki. Zostawmy gdzieś w kącie ogrodu kępę pokrzyw – są ulubionym pożywieniem wielu gąsienic. Niezagrabione jesienią liście posłużą jako zimowe schronienie latolistka cytrynka, a sterta gałęzi – rusałki pawika. Ograniczmy również do minimum nocne oświetlenie ogrodu – ćmy będą miały dzięki temu nieco łatwiejsze życie.

Z tych wszystkich zmian, które wprowadzimy w naszym otoczeniu, skorzystają również inne owady. A znikają one w zastraszającym tempie! Tymczasem są nam potrzebne – zapylają, rozkładają szczątki organiczne, są pożywieniem tak wielu innych stworzeń. I – po prostu – mają prawo żyć na tej planecie, takie samo prawo jak my. Chrońmy więc motyle i całe to sześcionogie towarzystwo! Świat bez nich będzie smutnym miejscem.

Tekst i zdjęcia: Katarzyna Śnigórska