O co chodzi z tym koszeniem trawników?! Moja bratowa (mieszkająca po sąsiedzku), uruchamia kosiarkę najdalej w kwietniu – sama uczciwie przyznaje, że ma osobliwy rodzaj obsesji na tym punkcie. Trawnik mojej bratowej nie jest wyjątkiem: WSZYSCY kosimy trawę, a tam gdzie trawnik nie jest przycięty, padają oskarżenia zaniedbania i lenistwa. Takie są przynajmniej moje osobiste doświadczenia. Skąd w ogóle wziął się ten zwyczaj? Bo wydaje mi się, że można ten temat traktować w kategorii zjawiska społecznego. Pamiętam czasy kiedy kosiło się zdecydowanie mniej, rzadziej, a na pewno nie przywiązywało się do tego takiej wagi. Dziś zastanawiamy się nad znaczeniem powszechnego występowania trawników dla przyrody i środowiska, najpierw jednak powinniśmy zadać sobie pytanie dlaczego kosimy trawę i dlaczego taki trawnik jest uznawany za „piękny”.
Najstarsze opisy pochodzą spod ręki Alberta Magnusa (1193—1280), niemieckiego zakonnika, opisującego zalety kwietników i pielęgnowanych trawników, jako służących dla odpoczynku osób świeckich i zakonnych. Włoski pisarz Boccaccio (1330—1374) opisywał “bowling green”, czyli trawniki przeznaczone do rozgrywania gier i turniejów. Te wczesne wzmianki, nie są jeszcze nawet zapowiedzią przydomowych trawników. Po drodze jeszcze mamy XVIII wiek- wówczas zaczęto zakładać pierwsze trawniki przez wysiew nasion dziko rosnących kostrzew i mietlic. Nie wysiewano traw typowo pastewnych, selekcjonowano gatunki niskie, a trawniki koszono specjalną kosą.
Poza Europą prawdopodobnie „pierwszy trawnik” powstał w Indiach wokół świątyni Tadż Mahal, w XVII w. Wzięcie w cudzysłów frazy „pierwszy trawnik” miało na celu podkreślenie, że posadzono go celowo i z rozmysłem, aby zadbany i przycinany nie zasłaniał widoku na świątynię. Zwierzęta nie miały na niego wstępu, a ponieważ cięcie kosą pozostawiało trawę zbyt nierówną w opinii władcy, do cięcia zaangażowano „armię” kobiet, które narzędziem podobnym do nożyczek codziennie strzygły trawę.
W ten sposób od średniowiecznych zamków trawnik stał się znakiem rozpoznawczym siedzib arystokracji. Utrzymywanie trawnika (nawożenie, koszenie) było bardzo kosztowne, nawet po 1930 roku, kiedy skonstruowano kosiarkę bębnową. Ta „zielona ekstrawagancja” nie przynosiła żadnych wymiernych – praktycznych profitów, była natomiast jasną informacją o statusie jego posiadacza.
Tak niepostrzeżenie w XX wieku zadbany trawnik ze sfery luksusu zawędrował do podstawowych potrzeb klasy średniej. Tak jak niedziela kojarzy nam się z przedpołudniowym biciem dzwonów kościelnych, tak w sobotę standardem stały się warkoczące kosiarki na naszych podwórkach.
Współcześnie jednak powszechność trawników zaczęła się zderzać z globalnym ociepleniem, różnorodnością biologiczną, suszami, słabą kondycją pszczół i owadów zapylających oraz ze słuszną modą na to, co naturalne i dzikie. Coraz większa ilość „łąk kwietnych” wzbudza refleksje, czy na pewno wszystkie z koszonych trawników koniecznie muszą być tak często przycinane? Osobiście nie mam dylematu – sporą część powierzchni trawiastych mogłaby by być nie koszona. Pomimo tej pewności ulegam presji otoczenia i na swoim podwórku …koszę trawę.
Źródła: „Homo Deus” Yuval Noah Harari, str. 79 – 86, Wydawnictwo Vintage, W-wa 2017r.,
Tekst i zdjęcia: Wojciech Sanek