W poprzednim wpisie o sowach opowiedzieliśmy Wam trochę o puszczykach. Dziś opowiemy o sowich zalotach i zakładaniu rodziny.
Zacznijmy więc od dobierania się w pary. Początek sezonu godowego to moment, kiedy sowy są najgłośniejsze. Okres ten dla niektórych gatunków zaczyna się właśnie teraz, w drugiej połowie grudnia. W najbliższych tygodniach i miesiącach lasy będą rozbrzmiewać pohukiwaniem puchaczy, puszczyków zwyczajnych i uralskich, a im bliżej wiosny, tym więcej gatunków będzie aktywnych głosowo. Oczywiście ptaki odzywały się też wcześniej, znakując w ten sposów swoje terytoria, jednak teraz pojawiają się w ich głosach nowe nuty. Co ciekawe, okazuje się, że godowe głosy samców stymulują jajniki partnerek, które też coraz chętniej się odzywają. Po kilku tygodniach w gnieździe pojawia się pierwsze jajo. W tym okresie wzrasta też agresja terytorialna sów, a im bliżej gniazda z jajami, a potem pisklętami, tym jest ona większa.
Wiele sów wiąże się ze sobą na całe życie, utrzymując jedno terytorium. U mniejszych i wędrownych gatunków pary spędzają ze sobą pojedynczy sezon. Lecz nawet te, które są ze sobą wiele lat, co roku powtarzają rytuał zalotów. Spędzają razem coraz więcej czasu i siadają coraz bliżej siebie, przytulają się i iskają. Często wydają różne odgłosy, potrząsają głowami i skrzydłami, stroszą pióra. Zdarza się, że samce wykonują loty godowe. No i bardzo ważny komponent zalotów – prezenty! Prezentami są najczęściej upolowane gryzonie – w ten sposób samiec nie tylko udowadnia, że będzie w stanie wykarmić samicę i pisklęta, kiedy już się pojawią, ale również pomaga samicy nabrać sił przed wyczerpującym dla niej sezonem lęgowym. W przypadku niektórych gatunków, jak płomykówka, samica na kilka tygodni przez złożeniem pierwszego jaja praktycznie zaprzestaje polowania – karmiona przez samca odpoczywa i nabiera wagi. Zdarza się również – na przykład w przypadku puszczyka mszarnego – że samica nie jest w stanie zjeść takiej ilości jedzenia, jaką przynosi samiec. Przy gnieździe powstaje wtedy lekko makabryczna spiżarnia.
U większości gatunków sów mamy do czynienia z tzw. odwróconym dymorfizmem płciowym. Polega to na tym, że samce i samice różnią się wielkością, przy czym samice są większe. U niektórych gatunków różnice w wadze obu płci sięgają nawet 40%! Gdyby się dobrze zastanowić, jest to logiczne. To na samicy spoczywa ciężar wyprodukowania i wysiedzenia jaj, co jest niezwykle energochłonne. Większa samica lepiej sobie poradzi z takim zadaniem. Zwłaszcza, że wiele gatunków sów rozpoczyna wysiadywanie kiedy jeszcze panują trzaskające mrozy! Zdarza się, że niektóre samice tracą jedną trzecią masy ciała od momentu złożenia jaj do wylęgu piskląt. Później musi ogrzewać również pisklęta. Co więcej, jeśli akurat w środowisku jest mniej zdobyczy i samiec przynosi niewiele jedzenia, wiele samic oddaje swoje porcje młodym. Nie tylko to – jeśli jajom lub pisklętom coś zagrozi, to na ogół samica jest na miejscu, by je bronić. Pamiętacie samice puszczyka uralskiego z poprzedniego wpisu? Potrafią być przy tym tak waleczne, że niejednego już mocno poturbowały, a jak pokazują badania, bardziej agresywne samice wyprowadzają więcej młodych. Z podobnym zacięciem swoich młodych bronią sowy śnieżne i puszczyki mszarne.
W czasie, kiedy samica wysiaduje jaja i ogrzewa pisklęta, samiec oblatuje rewir i poluje. Dzięki swoim mniejszym rozmiarom, jest bardziej zwrotny i lepiej manewruje wśród gałęzi w pogoni za zdobyczą. A musi się mocno napracować, żeby nakarmić siebie, samicę, a potem pisklęta.
Sowy rzadko robią gniazdo sensu stricte, co najwyżej trochę sprzątają miejsce, w którym zamierzają składać jajka. Nieliczne jedynie znoszą i układają parę gałązek, trawę, mech czy kawałki kory. Kiedy myślimy o sowim gnieździe, pierwszym, co przychodzi do głowy jest dziupla. Jednak różne gatunki sów wyprowadzają lęgi również w na szczytach złamanych, wypruchniałych pni, w gniazdach krukowatych, w grotach, na półkach skalnych, bezpośrednio na ziemi, w jamach i norach, w wyłomach murów, na wieżach, strychach, dzwonnicach, stodołach i w kominach. Niestety coraz mniej jest takich miejsc, w których sowy mogą bezpiecznie wychować swoje młode. Płomykówka jest w prawdziwych tarapatach: zaślepiamy wloty do stodów, strychów, wież kościelnych, a to właśnie są jej ulubione miejsca lęgowe.
Również naturalnych dziupli ubywa w ogromnym tempie. Stare, próchniejące, powykrzywiane, dziuplaste drzewa znikają z naszego krajobrazu. Nawet w lasach, z których wiele to niestety raczej stosunkowo młode plantacje drzew, niż prawdziwe ekosystemy leśne, trudno o dziuplę. Możemy oczywiście pomóc sowom wieszając budki lęgowe, jednak nie mogą one całkowicie zastąpić naturalnych schronień. Chrońmy więc stare drzewa, a pomożemy w ten sposób nie tylko sowom, ale całej rzeszy innych stworzeń.
Zapraszamy do odbycia z nami wirtualnego sowiego spaceru, który nagraliśmy dla Was zeszłej zimy:
Tekst: Katarzyna Śnigórska
Zdjęcia: Joanna Dragon